piątek, 31 sierpnia 2012


Rzymskie wakacje Woody’ego Allena.

Zwykle zwiastun filmu, to zbiór najlepszych, najśmieszniejszych, najstraszniejszych i najbardziej efektownych scen. Na pewno nie jest miarą filmu, bo bardzo często później okazuje się, że zwiastun był dużo lepszy niż sam film. Oczywiście są przypadki, kiedy to film bywa dużo lepszy J
Woody Allen jest jednym z moich ukochanych reżyserów. Ostatnio jego filmy wykazują raczej spadek formy. Tak tak, nie uważam by był to spadek intelektualnej formy  reżysera. Wśród ‘nowych’ filmów ujęły mnie dwa „Wszystko gra”, który uważam za arcydzieło i „Co nas kręci, co nas podnieca”, bo był zabawny w starym stylu. L. zdradził mi, że podobno ten scenariusz został  wyciągnięty z czeluści szafy Allena i dlatego jest dobry, bo JEST stary. Być może to prawda.
„Zakochani w Rzymie”, to chyba pierwszy film z koszmarnym zwiastunem, z którego nic nie wynika i na dodatek jest za długi! Jeżeli zapowiedź filmu jest nudna, to czego można spodziewać się po całości? Dokładnie tego samego. Dobrze, że na nic więcej się nie nastawiałam. Pięknie sfilmowany Rzym – tego akurat po Allenie można się spodziewać. Przecież on ma wrodzony i wielki talent do portretowania, nie tylko miast.
Mnogość wątków i jakość opowiadanych historii jest marna. Zbiór anegdotek połączonych scenerią miasta, tyle. Ale nawet w tej miałkości znalazłam coś co zawsze mnie cieszy w filmach małego nowojorczyka. Kilka aktorskich perełek, przepięknie zagranych małych ról, które mogłyby być wielkim sukcesem gdyby poświęcić im więcej czasu i taśmy.
„Vicky, Christina, Barcelona” podobało mi się tylko z jednego powodu: Penelopy Cruz. W „Zakochanych w Rzymie” z przyjemnością ogląda się ją na ekranie w roli ekskluzywnej prostytutki Anny. Boska Penelope, to aktorka na którą nie tylko przyjemnie jest popatrzeć, ale i jej gra mnie zachwyca. Jest dowcipna, zmysłowa i pięknie naturalna. Za każdym razem kiedy pojawiała się na ekranie było naprawdę zabawnie.


Roberto Benigni był świetny. On również ma w sobie tę naturalność, która kiedyś tak często pojawiała się u Allena i była właściwie cechą charakterystyczną jego filmów. Poza tym fizjonomia Benigniego jest gwarantem dobrej zabawy. J Jego rola prostaczka i głowy rodziny, który z dnia na dzień staje się celebrytą, to temat na oddzielny film. W tym wątku na uwagę zasługuje również malutka rólka jego żony. Jest w tej aktorce coś co przypomina mi Veronicę Forque – aktorkę Almodovara, tę która zagrała główną rolę w „Kice”.  Niech będzie to czwarta perełka filmu. To bardzo mała rólka, ale ujęła mnie za serce. Skąd on bierze takich aktorów?



Trzecią postacią, dla której warto zobaczyć ten film jest sam Allen. Tak rzadko pojawia się teraz w swoich filmach i nie są w stanie zastąpić go aktorzy będący jego alter ego. To prawdziwa przyjemność podziwiać dobrze nam znanego jąkającego się i neurotycznego bohatera. To zawsze będzie mnie bawiło, niezależnie od jakości filmu. Ostatecznie w ciągu 112 minut pada kilka haseł, które rozśmieszają i przypominają dlaczego warto ‘chodzić’ na Allena. Jego poczucie humoru jest jedną z nielicznych rzeczy na świecie, która naprawdę potrafi mnie rozbawić. To zawsze będzie przemawiało na korzyść Allena. W weekend postanowiłam odświeżyć wspomnienia i zobaczyć „Złote czasy radia” i „Strzały na Broadway’u”. To moje nowe i nowsze nabytki!
Gdybym miała oceniać ten film w skali od 1 do 10, dałabym mu 3! 

zdjęcia: dziennik.pl

1 komentarz:

  1. Biorąc pod uwage liczbę rzeczy która Ci się podobała 3 to bardzo niska ocena ;). Ale fakt film jak na Woodiego kiepski. Choć na pewno wyskalowanie oceny by się przydało.

    OdpowiedzUsuń