czwartek, 7 marca 2013

LOT


Obejrzałam ten film przypadkowo, a często takie przypadki są najlepsze. W pierwszej chwili pomyślałam, że  bohaterowie walczą z kolejnym szalonym terrorystą na pokładzie samolotu. Na szczęście się myliłam.
'LOT' jest historią pilota Whipa Whitakera (Denzel Washington), który w brawurowy sposób ląduje samolotem pasażerskim na otwartym polu i tym samym ratuje blisko 100 osób. Zdawałoby się, że do końca życia wszyscy będą mu składali dziękczynne hołdy i wysławiali niczym naszego kapitana Wronę :) Niestety / stety Whip musi teraz zderzyć się z całą gromadą ubezpieczycieli, właścicielem linii, do których należał samolot i własnym uzależnieniem  Co z tego, że pilot uratował 96 osób ze 102 znajdujących się na pokładzie! 6 jednak poniosło śmierć, a za to trzeba kogoś ukarać. Tak się akurat złożyło, że nasz kapitan ostro balował przed wylotem popijając wódkę i wciągając kokainę. Nie żałował sobie alkoholu również podczas pracy. Przyjaciel - dawny kolega i adwokat przysłany przez Związek stają na rzęsach, żeby uratować pilota przed konsekwencjami jego czynów, chociaż paradoksalnie nie miały one najmniejszego wpływu na przebieg zdarzeń. Prawda jest taka, że wypadek nie był wynikiem błędu pilota, a tylko dzięki jego doświadczeniu i opanowaniu obyło się bez większych ofiar w ludziach!
To na tyle o samej intrydze.

Film jest zgrabny. Kilka świetnie skrojonych scen. Jedna z nich rozgrywa się na szpitalnej  klatce schodowej, gdzie przypadkiem spotyka się trójka pacjentów, uzależnionych nie tylko od papierosów. Jest zabawnie, smutno i nienormalnie. Pojawia się widmo śmierci, dla jednych oswojone, dla drugich zupełnie nowe i straszne. Każdy z nich znalazł się w miejscu, w którym życie ulegnie zmianie, nic już nie będzie takie jak dawniej. Czasami to dobrze, czasami źle. Ta scena jest podobna do tej z "Dziennika Pozytywnego Myślenia", kiedy bohaterowie spotykają się na kolacji i nagle, ku zaskoczeniu i przerażeniu gospodarzy, zaczynają żywo i wesoło dyskutować o lekach psychotropowych które zażywali!

Uwaga, spoileruję!




Jest też wspaniała rola Goodmana, który zawsze ' jest na liście'! (musicie zobaczyć film, żeby zrozumieć ten żarcik) Goodman jest dealerem narkotyków wszelkiej maści i mianował się osobistym opiekunem głównego bohatera. A może uważa się za przyjaciela i opiekuna wszystkich swoich klientów... wszak o interes trzeba dbać. Zawsze kiedy grana przez niego postać pojawia się na ekranie robi się wesoło, choć to radość przez łzy, bo uzależnienie głównego bohatera wcale nie jest zabawne. I tu polecam scenę kiedy to adwokat i kolega Whipa muszą go doprowadzić do 'stanu użyteczności', a z pomocą przychodzi dealer! PRZE-ZA-BA-WNE! Ale nie odkrywcze. 


No i w końcu sam Washington. Postarzał się trochę Denzel jakiego pamiętam z "Raportu Pelikana". Uważam, że to mogła być rola na miarę Oscara. Był przekonująco zmęczony, oszołomiony i zalkoholizowany! 

Wyżej oceniłabym ten film, gdyby zakończył się na scenie przesłuchania Whipa. Niestety, Zemeckis dał się ponieść i na koniec zaserwował nam patos podlany ckliwym sosem! Po tym możemy poczuć zgagę!
Jeżeli ktoś z Was próbuje przełamać swój strach przed lataniem, to nie polecam tego filmu. Nie polecam go również jeżeli latacie, choć bardzo się tego boicie. Scena awaryjnego lądowania robi wrażenie, nie tyle dzięki efektom specjalnym, ale przez umiejętnie zbudowane napięcie. Oby nie przypomniała mi się przed kolejnym lotem!