piątek, 20 lipca 2012

Jak nie urok, to ...


Dzisiaj miał być wielki dzień w kinie. Bilety zarezerwowane, towarzysze umówieni (i to miało być doborowe towarzystwo) i co? Psińco! W domu angina i ostry dyżur. "Prometeusz" musi poczekać.

czwartek, 19 lipca 2012


Smutna wiadomość.

Nora Ephron nie żyje! I jak to możliwe, że gdzieś o tym napisano, ale wiadomość została chyba upchnięta pomiędzy resztą ważnych, ważniejszych i nieważnych informacji. Przecież codziennie przeglądam wiadomości w internecie i niemożliwe jest, żeby mi to umknęło. Dzisiaj zaglądam do sieci i widzę przy okazji jakiegoś newsa jej nazwisko i w nawiasie, gdzie spodziewam się zobaczyć tylko jedną datę, widnieją dwie! Data urodzenia i data śmierci!
To ona napisała scenariusz i wyreżyserowała jeden z moich ukochanych filmów „Bezsenność w Seattle”. Dzięki niej tylu ludzi pokłada się ze śmiechu na samo wspomnienie Meg Ryan udającej orgazm w „Kiedy Harry poznał Sally”! Ephron napisała też książkę częściowo opartą na historii jej życia z Carlem Bernsteinem. Na podstawie książki powstał film „Zgaga” z Meryl Streep i Jackiem Nicholsonem w roli głównej. Widziałam ten film. Jest rewelacyjny. Pomijam już fakt, że oglądanie Nicholsona i Streep w kwiecie wieku na ekranie, to prawdziwa przyjemność. Ephron miała umiejętność konstruowania historii, które miały w sobie ciepło, nawet wtedy kiedy były smutne. Jej filmy są lekarstwem na podły nastrój. Ostatni nakręcony przez nią film to „Julie i Julia” o znanej kucharce Julii Child. Jej historia przeplata się z opowieścią o dziewczynie, która postanawia w ciągu roku przygotować wszystkie z 524 przepisów z książki Child. Rewelacyjna Meryl Streep w roli Child. Fajna obsada i znowu to przyjemne ciepło wylewające się z ekranu. No cóż, niczego nowego tej reżyserki już nie zobaczymy, ale zawsze miło będzie wrócić do jej ‘klasyków’.



To zawsze był film mój i mojego taty!


Według mnie klasyka!


Piękna Meryl? Według mnie śliczna.

czwartek, 5 lipca 2012

Co można w nocy gdy śpią żurawie?

tak śpiewało kiedyś SDM o ile mnie pamięć nie myli. Otóż można wiele, zwłaszcza jeżeli wcześniej zalało się maliny, czereśnie, frytki i ostrego kurczaka dwoma filiżankami kawy! Pełnia księżyca nie ułatwia zaśnięcia, więc nie będę marnowała cennych nocnych godzin na gapienie się w sufit. Pomijając niefortunny repertuar jedzeniowy, to jednak popołudnie uznaję za udane, również pod względem filmowym. Nie zdążyliśmy na "Lęk wysokości" i nie chciało nam się jechać na "Łowców Głów". Trudno, czasami bywa nawet tak, że nie chce się iść do kina, zwłaszcza, że repertuar wakacyjny to mizeria! Chciało nam się za to zaglądnąć do Saturna i wynieść stamtąd 3 filmy :) "Holiday", "Strzały na Broadwayu" i "Noce Cabirii".

"Holiday" widziałam kilka lat temu i nie do końca, a że to co widziałam bardzo mi się podobało, to postanowiłam film nabyć! Uważam, że to bardzo udana i fajnie zagrana komedia! Zwłaszcza wątek z Kate Winslet, jej hollywoodzkimi znajomymi i historią kina amerykańskiego w tle zaważył na mojej sympatii do "Holiday". Nie sądzę, żeby w końcówce mogło być coś co przekreśli większą część filmu, którą jednak widziałam, więc polecam. 



"Strzały na Broadwayu" Woody'ego Allena. Nie widziałam, ale Kochani, to jest Allen! Co tu dużo mówić? Wczesny Allen nie może być zły!



"Noce Cabirii" Felliniego wałkowaliśmy na studiach. Opowiem jak zobaczę! 


zdjęcia: filmweb.pl