czwartek, 27 grudnia 2012

Uroczy!


Tak nazwała ten film moja znajoma i myślę, że to jedno z najbardziej adekwatnych określeń! "Artysta" jest magiczny, bo przenosi nas w czasie do epoki kina niemego. Michael Hazanavicius pokusił się dzisiaj o zrobienie filmu tak jak się je kręciło kilkadziesiąt lat temu. Fabuła bardzo prosta. Amant kina niemego, odnoszący sukcesy, pewny siebie aktor, nagle napotyka na swojej drodze problem w postaci dźwięku. Nikt nie chce go już oglądać na ekranie. Nikt nie ma ochoty na ciszę, kiedy na ekranie zaczyna kipieć głosem, śpiewem, skrzypieniem podłogi. Oczywiście, w tych trudnych dla Valentina chwilach, nie zapomina o nim zakochana po uszy Peppy Miller. Młoda aktorka, której kiedyś okazał pomoc, a która teraz pnie się po szczeblach kariery kina dźwiękowego. Role się odwróciły itd. Przecież nie zdradzę całej fabuły.



Nad filmem rozpływali się chyba tylko i wyłącznie recenzenci, bo nie spotkałam nikogo wśród znajomych, kto obejrzałby go w kinie i był równie zachwycony! Czy zasłużył na Oscara? Moim zdaniem, takiego szału nie ma. Film jest niemy i trwa prawie dwie godziny. Oglądałam go późno i nie zasnęłam. Również uważam, że są uroczy: film i para głównych bohaterów. Reżyser trochę ryzykował porywając się na 'starocie'. Często zastanawiam się co kieruje członkami Akademii, kiedy decydują się przyznać Oscara temu czy tamtemu filmowi/aktorowi. Do dzisiaj nie mogę przeboleć, że za rolę w "Godzinach" nagrodę dostała Nicole Kidman, a nie Julianne Moore! No cóż! Może w przypadku "Artysty" zadziałał sentyment do starego kina, tęsknota za czasami kiedy najważniejszą osobą był producent, a nie reżyser i kiedy aktorzy urastali do rangi półbogów. Może...cholera ich tam wie.
Mnie film się podobał, ale nie tak, żeby szybko obejrzeć go raz jeszcze! Amen

zdjęcia: interia.pl, która podobno ma je od dystrybutora :)

poniedziałek, 17 grudnia 2012

Giulietta Masina ...

jest wspaniała! Na pewno kojarzycie te duże oczy małej istotki z "La Strady". Wczoraj zobaczyłam "Noce Cabirii" Felliniego. Jestem zachwycona Giuliettą. Potrafiła z siebie wykrzesać skrajne emocje i wszystko maluje się na jej twarzy. Jej Cabiria jest impulsywna, zadziorna, roześmiana, silna, samodzielna, smutna, samotna, przestraszona, delikatna i krucha! Przepięknie zagrane. Tak samo jak podczas oglądania filmów Almodovara, zastanawiałam się skąd Fellini brał takich aktorów? Jaki czas, tacy artyści? Pewnie tak. Kilkadziesiąt lat temu może nie zrobiliby na mnie wrażenia. Te twarze! Franca Marzi jako Wanda - przyjaciółka Cabirii. Przecież to chodząca Afrodyta. Kobieta, za którą i dzisiaj mężczyźni oglądaliby się na ulicy. Przepiękna twarz i ciało.

Cabiria (Maria) jest prostytutką mieszkającą na przedmieściach Rzymu. Jest właścicielką jednopokojowego domku, z czego czuje się wyjątkowo dumna. Akurat zostawił ją mężczyzna, którego prawdopodobnie kochała, a już na pewno lubiła na tyle, żeby go utrzymywać i zaopatrywać w jedwabne koszule. Akcja nie jest skomplikowana i możemy się domyślać, że mała bohaterka, uprawiająca najstarszy zawód świata, w głębi serca marzy o tym, żeby ktoś ją pokochał i dał to zwykłe, codzienne, proste życie. Pewnego dnia pojawia się mężczyzna, który o nic nie pyta, za to mówi ładnym językiem, że kocha. No i jak to bywa w takich przypadkach, Cabiria - nie od razu - ale jednak traci rozsądek.

Kupiłam ten film już jakiś czas temu. Wczoraj wyjęłam płytę z odtwarzacza i kiedy chowałam ją do pudełka przyglądnęłam się okładce. I co? Jak się już przyjrzałam, to okazało się, że blondynka na okładce, to nie Cabiria! Ktoś umieścił tam aktorkę, która w filmie pojawia się może na 2 minuty! L. stwierdził, że na okładce ląduje ta, która bardziej seksowna! Liczy się sprzedaż. A ja myślę, że najzwyczajniej w świecie osoba, która miała zająć się okładką umieściła na niej aktorkę, którą pomyliła z główną bohaterką, bo wyglądem odpowiadała bohaterce z opisu fabuły! Sama pamiętam jak podczas odbywania stażu w instytucji filmowej dostałam zadanie bojowe. Miałam zobaczyć "Pokój saren" Majewskiego, żeby sprawdzić czy kadr umieszczony na okładce i płycie ma się sensownie w stosunku do zawartości płyty. Innymi słowy: miałam sprawdzić czy to się kupy dupy trzyma! Podobno byłam jedyną osobą w tej instytucji, która obejrzała ten film w całości!
Biedna Cabiria! To trochę tak, jakby na okładce filmu "E.T." umieścić wyłącznie zdjęcie jednego z kolegów Elliotta!