Gala, gala, gala, lalalalalalala ...
No cóż. Nie posiadam dostępu do telewizji Canal +. Nie wiem czy będzie mi się chciało w środku nocy grzebać w internecie w poszukiwaniu strony, która relacjonuje galę rozdania Oscarów na żywo i jeszcze buforuje się jak Pan Bóg przykazał! Przy takim obłożeniu nie sądzę, żeby któraś działała, ale być może brakuje mi po prostu optymizmu? Smutno mi trochę, bo całkiem przyjemnie było wstawać o 3 nad ranem, robić herbatę, zagrzebywać się w kocu i podglądać tych wielkich i większych, a nawet małych bohaterów sal kinowych. Zazwyczaj uroczystość kończyła się tuż przed 7.00 i z trudem udawało mi się zdążyć na autobus do szkoły! Za to od samego rana byłam jedną z najlepiej poinformowanych w temacie osób. Już w autobusie zaczynały się pytania: "I co, i co? Kto wygrał? Kto dostał Oscara za najlepszy film?". Nawet niektórzy nauczyciele wiedzieli, że tego dnia należy brać na mnie poprawkę, bo jestem niewyspana :) To były czasy! Gale prowadzone przez Billy'ego Crystala, to już klasyka. Poza nim tak naprawdę podobała mi się gala prowadzona przez Ellen DeGeneres. Nikt inny nie zrobił na mnie wrażenia. Rozdanie, podczas którego Benigni z radości 'przebiegł' po fotelach! Albo te pompatyczne chwile kiedy wspomina się ludzi kina, którzy odeszli w minionym roku. Komu nie zakręci się łezka w oku? W Hollywood to się kręci! Pojawia się w tym taka nutka nostalgii za tym kinem, którego dzisiaj już nie ma. Komercyjnym, gwiazdorskim, a jednak intymnym i eleganckim.
Z filmów, które kandydują do miana najlepszego widziałam "Życie Pi", "Poradnik pozytywnego myślenia", wczoraj nadrobiłam "Django". W kolejce czeka "Operacja Argo" i mam nadzieję "Miłość". "Lincoln" nie znalazł się na liście pozycji obowiązkowych, mimo że reżyserował Spielberg - moja miłość, a pojawia się Sally Field - druga miłość. No dobrze, może obejrzę, w końcu to rozmach i przepych, do których złote dziecko kina ma smykałkę.
A dzisiaj, co mi pozostaje? Siedzę sobie w tym ciepłym łóżku, grzeje mnie szlafrok i pierzynka, zatoki przestały boleć, więc chyba ... pójdę spać, poświęcając wcześniej chwilę Salmanowi Rushdiemu. Udanej zabawy Wam wszystkim, którzy zerwiecie się dzisiaj w nocy na ten spektakl. Herbata smakuje o tej porze wyjątkowo! ;)